To rogrzeka przed marszem |
Klucze leżały nomen omen w tym miejscu, gdzie właśnie przyłapałam mojego wygłodniałego pieseczka pałaszującego jakieś mokre kawałki wyrzuconego chleba. Uffff... odetchnęłam z ulgą ...
Klucze mam , dzięki Antek za pomoc , bo naturalnie jakoś tak pod świadomie prosiłam o pomoc świętego. Na szczęście Antek się spisał. Boże pomyślałam totalna demencja starcza mnie zaczyna dotykać, a w najlepszym razie skleroza, bo ślepota to jest z pewnością .
Tymczasem zrobiło się okropnie zimno. Już wczoraj burzowe chmury rozwaliły mi plan dnia. Wieczorny wypad na kije ponoć został odwołany. Przynajmniej ta twierdziła moja nordic walking koleżanka . Spotkałam ją na winklu bloku, gdzie zrobiłam sobie skrót nad Kładkę. Wróciłam do domu, ale ani w telefonie, ani w internecie nie znalazłam nic. Beztrosko stwierdziłam, że to odwołanie nie dotyczyło mnie. W końcu pada tak , ze z pewnością zaszkodzić mogło człowiekowi dokładnie tak, jak umarłemu kadzidło.
Naturalnie byłam sama , ale trasę całą przeszłam w jakieś 30 minut szybciej niż robię to z grupą i trochę dłużej ćwiczyłam , bo do domu też przyszłam machając kijami. Kropla deszczu na mnie nie spadła i pogoda była wymarzona dla ćwiczeń , chociaż trochę straszyła burza.
Pewnie to wynik sobotnich zawodów. Rano bywam nieprzytomna, toteż kiedy poszłam zrobić sobie zdjęcia na mojego bloga okazało się , że w grupie startującej w zawodach Nordic Walking jest mój trener i koleżanka z naszej nordic walking grupy ,Zosia.
Namówili mnie, żebym wystartowała. Nie miałam ochoty i kiepsko to widziałam . Nie miałam nawet trampek, ani żadnych innych sportowych butów też nie- a moje zwykłe szmaciane kapcie, które latem są najlepszym rozwiązaniem. W końcu dałam się namówić i poszłam . Dano mi numerek 19 , czapeczkę , odznakę i kije.
Efekt zadziwiający : W sobotni poranek, 13.06. a.d 2015 w trzydziestostopniowym ukropie, w kapciach zdobyłam medal .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz