Po rozgrzewce Nordic Walking poszliśmy w las . Wszystko szło dobrze do momentu kiedy nie dotarliśmy do tzw.. skupiska krowich paszcz. Grzybiarze z pewnością będa znali ten slang. Chodzi o taki zagajnik , że nic w nim nie ma tylko niejadalne grzyby. Omijaliśmy go klucząc fajnymi dróżkami i zniknęła mi dróżka .
Trener był cudowny. W najbardziej drażliwym punkcie zrobił rozciąganie i drogą , do której dotarliśmy za ogólną naradą i pewnym przyłożeniem pana Franka potuptaliśmy już dobrym szlakiem .Wstyd jak nie wiem. Nawet teraz mam czerwone policzki. Nadrabiałam naturalnie miną deklarując, że gdyby jeszcze raz ktoś chciał się zgubić to jestem do usług.
Ja po prostu tak mam, że gubię się wszędzie gdzie się tylko da i z radością dziecka poznaję to co nowe, ciekawe i tajemnicze. Bez tego ciągłego gunienia się i odnajdywania moje życie byłoby nudne i ustabilizowane...a tak ? Zawsze czegoś szukam, a najczęściej znajduję to czego nie zgubiłam.
Życie jest ponoć pełne niespodzianek, a niespodzianki budzą emocje .
Pozytywy: zaliczyłam 6 km trasę ... Pan Arkadiusz zmierzył nas dzieki aplikacji endomodo.
Jestem wykończona i mam zaliczony trzeci trening.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz